LATAM TEŻ TUTAJ

10 ZDJĘĆ CZERWCA, bo podobno był

        Ostatnio zorientowałam się, że za kilka dni lipiec, a przed chwilą był maj. Zatem pytanie, kiedy będzie czerwiec?


sesja zdjęciowa w Łazienkach Królewskich

        Myślę, że nie będę jedyna, która wspomni o tym, jak wszystko pędzi, jak to dopiero był sylwester a zaraz znów święta. Taka kolej rzeczy, ale jak Boga kocham, nie wychodzę z podziwu jak dynamiczny był ten czerwiec! 

Przygotowałam dla was 10 zdjęć z tego miesiąca, żeby jednak uzmysłowić sobie i może niektórym z Was, że on naprawdę istniał. 

STRACIŁAM PRZESTRZEŃ NA DYSKU

        Czerwiec to miesiąc, który spowodował, że moje zasoby na przenośnym dysku mają się ku końcowi i właśnie na jednej z otwartych kart dokonuję wyboru i zakupu. Nawiasem, polecam dyski zewnętrzne WD tak samo jak polecam posiadanie wszelkich kopii zapasowych. Pamiętajcie, że w życiu cenny jest święty spokój i dobry sen;) 

KILKA DNI W WARSZAWIE

wycieczka do Warszawy

        Czerwiec rozpoczęłam kilkoma dniami w Warszawie. I mam do tego taką małą anegdotkę i porównanie.

        Czasem to trochę w życiu inaczej niż podczas robienia zdjęć. W fotografii zazwyczaj mówi się, że jeśli chcesz coś zobaczyć dokładnie, to wypadałoby podejść. Mieć tzw. zoom w nogach. Wejść z aparatem między ciała, oddechy, bo z daleka to nie wiadomo na czym się skupić, że człowiek patrzy głównie na środek, a to co wokół jakieś zawinietowane.

A ja zrobiłam parę kroków w tył, tak, żeby ująć trochę więcej perspektywy. Dokładnie 307 km dalej, aby paradoksalnie dokładnie przyjrzeć się czemuś z daleka. I choć ja wciąż ta sama, głowa też, nawet ciało tam moje miało tyle samo kilogramów, to otoczka inna. Spojrzałam na wiele spraw szerzej i przy takim wrażeniu, że karty rozdały się zupełnie na czysto i na nowo. To nie ucieczka, tylko zmiana perspektywy. Sprawdzajcie co Wam pomaga i korzystajcie potem z tego jeśli wiecie, że trzeba. :)

NA DRUGIE PORAŻKA

sesja ślubna

        Wszystko fajnie, kolorowo, nowe perspektywy, trochę więcej sił... To jednak nie działa tak magicznie, że potem tylko płatki róż i wata cukrowa. Miałam na ten miesiąc zaplanowanych trochę takich osobistych projektów, które bardzo mnie zaangażowały i pochłonęły. Napotykałam po drodze coraz to nowsze przeszkody, ale niezmiennie powtarzałam sobie "zrób wszystko co możesz z tym co masz". No to robiłam. Ale życie jest czasem brutalniejsze niż nasza wiara i złote myśli ;) 
Wiele czerwcowych momentów nie było łatwych, wręcz dołujących. Wokół pewnie widzisz też tych wszystkich, którym się udaje i idą po coraz to nowsze statuetki rekinów biznesu. Ale myślę, że na statuetkę dla każdego z nas przyjdzie odpowiednia pora. Z taką nadzieją zostaję na nadchodzące miesiące.

POGODA NIE ZABIERA MI LATA 

piwonie

        Czerwiec nie zaszczycił nas pierwszą opalenizną, długimi wieczorami i smakiem nadchodzących "wakacji". Było deszczowo i momentami nieco przybijająco, a z drugiej strony dobrze, że wyszliśmy z tych wszystkich zagrożeń suszy. W tym czasie każdy promyk słońca to była wielka radość. Zrywanie piwonii do wazonów, pierwsze truskawki i koktajle. Mam nadzieję, że ty również starasz się wyrównywać poziomy plusów i minusów :)

RZEPIARY, BEZIARY, NO I RODODENDRON 

        Podczas pobytu w Warszawie zrobiłam 3 sesje, które niesamowicie podniosły mnie na duchu. Jedną z nich była sesja w Łazienkach Królewskich, gdzie nie potrafiłam się nacieszyć ilością i dorodnością rododendronów. Wiele cudownych inspiracji zaczerpnęłam z Instagrama, gdzie co dzień widziałam coraz to nowsze ujęcia z tymi kwiatami w roli głównej. Zapragnęłam więc też swoich własnych. Nieskromnie mówiąc wśród z nich znalazło się trochę moich ulubionych perełek i oto jedna z nich. ❤ Jeśli jesteście ciekawi większej ilości ujęć to tu: INSTAGRAM OSAWOKU lub FACEBOOK OSAWOKU . 

sesja portretowa


WYZWANIE FOTOGRAFICZNE + INSPIRACJA JEST WSZĘDZIE

            Trzecia, ostatnia warszawska sesja była dla mnie sporym wyzwaniem. Po pierwsze, tego dnia miałam już jedną sesję za sobą, było dosyć ciepło a w nogach miałam już sporo kilometrów. Dokuczały mi przez to niewielkie obawy, że po prostu za bardzo opadnę z sił i nie będzie we mnie wystarczająco zaangażowania. Jednak, to co kocham w fotografii to przede wszystkim to, jak mnie pobudza ;) Przed zdjęciami z Olą a po sesji z parą, miałam pół godziny, aby naładować baterie. Nie zrobiłam tego w odpowiedni sposób, bo wybrałam się na spacer generujący kolejne odległości. ALE: dzięki temu miałam już pewien zarys pomysłu na kadry, które miałyśmy stworzyć z Olą. Dodatkowo, mimo centrum miasta, chciałam zadbać o taką atmosferę, aby nie musiała cierpieć z powodu zbyt dużej ilości obserwatorów. Moja modelka bardzo dawno nie była fotografowana i czułam dużą odpowiedzialność za poziom jej stresu i jakość wspomnień z naszego spotkania. I w momencie jak obserwowałam jej rozluźnienie zdjęcie po zdjęciu, docierało do mnie jak przyjemne jest to uczucie, że ktoś przestaje się po prostu bać i wiesz, że w pewnej mierze zależy to od Ciebie. 

        Chciałabym, aby trafiali do mnie ludzie, którym w pewien sposób odczaruje złe postrzeganie kogoś z aparatem skierowanym wprost na niego. Zresztą, pewnie wielu z nas wie, jak wielką rolę odgrywa w naszym życiu pewność siebie. Jest nam niesamowicie potrzebna i uważam, że sesja fotograficzna może być ku jej ulepszeniu dobrą opcją treningu.

             Tak, inspiracja jest wszędzie. Po obejściu Pałacu Kultury z każdej strony już wiedziałam, gdzie możemy się zatrzymać. Czerwone autobusy zdecydowanie dodały naszym zdjęciom klimatu! ❤

Pinterest girl

sesja zdjęciowa w Warszawie


ZŁOTA GODZINA W ŚRÓDMIEŚCIU

            Pozostając w Warszawskim klimacie, mam dla was jeszcze jedno z wielu ulubionych ujęć z sesji Natalii i Kuby jaką dane mi było zrobić w trakcie pobytu w stolicy. Nasza sesja trwała nieco ponad godzinę, ale była bardzo intensywna i różnorodna. Bałam się, że o 17:00 będzie jeszcze nieco ostre słońce, ale myślę, że wyszliśmy z tego obronną ręką i wszyscy jesteśmy naprawdę zadowoleni. Na dniach ujawnię Wam trochę więcej. 

sesja w warszawie

IMPREZOWE POWROTY

        Za mną oficjalny powrót do okolicznościowych reportaży. Robi się gorąco i to nie tylko na zewnątrz i to mnie tak niesamowicie cieszy! Fotografuję świetne historie do zapamiętania i to jest to, co sprawia, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy! Jak coś się szykuje... let me know! ❤


kotulińskiego6


Z GŁOWĄ W GÓRACH

góry

            Dane mi było spędzić też kilka dni w górach z naprawdę fajnymi ludźmi a za takie chwile jestem wdzięczna ile sił w sercu. Do tego piękne okoliczności, choć czasem, jak wyżej, deszczowe. Tym oto sposobem myślę sobie, czerwcu, byłeś dobry. ❤

Życzę nam wszystkim wspaniałego lipca. Niech dzieje się lato. W sercu przede wszystkim ❤

PLACUSZKI Z BZEM (lilak) osa od kuchni #4

- Co dziś na śniadanie?
- Kwiaty bzu, a co?


    SŁONY KARMEL TO DLA MNIE PESTKA


   Moi przyjaciele śmieją się ze mnie, że to co jem nie może być normalne. Bo albo chcę upiec sernik z fiołkami jakbym nie mogła z karmelem. Albo wychwalam połączenie tostów z żółtym serem i dżemem malinowym. Albo odważę się skarmelizować gruszkę do tosta francuskiego z szynką, rukolą i mozzarellą. Czy też, na dziś kończąc wyliczankę i dochodząc do tematu wpisu, nie zechcę zaserwować sobie bzu na śniadanie. A zechcę! 

    MAJ TO BEZ, TAKŻE NA TALERZU


    Maj to dla mnie nieskończony zachwyt nad przyrodą, jej kolorami i zapachami. A teraz jak się okazuję, także smakami. Maj to bez. I teraz wiem, jak on smakuje.
Na początku miał być syrop z lilaka i myślę, że jeszcze do tego dotrę. To też zapowiada się świetna przygoda. Potem jednak stwierdziłam, że najpierw zrobimy mały test. Standardowe śniadanko z niekończącymi się wersjami do wypróbowania to naleśniki, naleśniczki, placki i placuszki. To z czego powstaną lub co powstanie wokół nich, można dobrowolnie zamieniać i z każdego takiego śniadania wynosić nowe doświadczenia.

    Bardzo lubię mój sprawdzony przepis na placki bananowe ze względu na to, że zawsze wyjdą wilgotne w środku, co sprawia, że to już połowa sukcesu w przepisie na udane śniadanie. Troszkę je opaliłam dodając kakao a i wy możecie tak spróbować, możecie je także zostawić blade. Ja wiedziałam, że do zestawu wpadnie mi owoc granatu i jakoś tak sobie to dopasowałam. Zestawienia nie żałuję, jednak ileż bym się nad tematem samych placków nie rozwodziła, tak i tak fajerwerki wystartowały jak w całym trio zagrały kwiaty lilaka. 

Więc teraz troszkę lekcji ze szkółki kwiatowej:

- jeśli chcesz spróbować kwiatów bzu, bez względu na to czy to do placków, czy solo czy do wody - pamietaj, żeby były ze sprawdzonego źródła. Najlepiej z twojego ogródka, w którym wiesz, że żadni delikwenci nie mają do nich dostępu a twój krzak jest w pełni naturalny i nie rośnie przy samej drodze.

- bez najlepiej zrywać rano, przed samym podaniem. Ma wtedy najwięcej aromatu i smaku.

- oprócz tego jaką rolę odgrywa pora zerwania kwiatów, istotny jest kolor. Fioletowy smakuje najbardziej. Dużo mówi o tym sam zapach. Biały bez jest zdecydowanie delikatniejszy. Wydaje się, że im ciemniejszy, tym więcej doznań smakowych zapewnia.

- bez przed jedzeniem oczywiście trzeba umyć. Najlepiej go opłukać pod zimną wodą a potem obrać kwiatuszki starając się urywać tak, aby były bez zielonych części (to zostawi posmak goryczy)

- kwiatuszkami możecie się częstować do woli. Najlepiej smakują świeże podane do placków. Robiłam też placuszki w których już był bez ale smak nie jest za bardzo wyczuwalny więc nie wiem czy warto.

CO BĘDZIE WAM POTRZEBNE?

przepis na około 13 placuszków wielkości jak na zdjęciach.

banan (najlepiej duży lub dwa średnie)
jajko
szklanka mąki pszennej (jeśli wolisz, może być razowa)
pół szklanki mleka
2,5 łyżki masła

JAK DZIAŁAĆ?


    Masło topimy. Banany zgniatamy, do nich wbijamy jajko, topione, ostudzone masło i dobrze mieszamy. Wlewamy pół szklanki mleka po czym dosypujemy mąkę i znowu mieszamy, tak, aby nie było żadnych grudek. (mąkę uprzednio można przesiać, placki nabiorą naturalnej puszystości).
Jako, że w środku naszych placków jest już masło, smażymy je na suchej patelni do zarumienienia z obu stron.

   Tak jak mówiłam, wrzucenie kwiatów lilaka do ciasta i upieczenie tak placków nie daje jakiegoś spektakularnego efektu. Za to posypanie ich bzem w towarzystwie ulubionych owoców wychodzi korzystniej. U mnie był to granat, ale co również wspaniale zagrało, to kleks jogurtu. W zestawie z bzem dało naprawdę pyszny efekt, który spowodował, że do was piszę i wam to polecam. I nie zrażajcie się, tylko spróbujcie. W najgorszym wypadku resztę placków zjecie z innymi dodatkami. Ja bardzo polubiłam się ze smakiem bzu i zapewniam was, że smakuje równie wspaniale jak pachnie. BEZ żadnej ściemy!

smacznego,
Osa


przepis na placki bananowe
przepis na placki bananowe

aromatyczna kawa
kawa

granat owoc
granat



TO BYŁ MAJ.. OSA OD KUCHNI inaczej #3

Tak, to był maj i może choć do zapachu Saskiej Kępy mieliśmy nieco daleko, to pamiętam, że za to zapach deszczu był nam bliski. Myślę, że niewiele różnił się od tego, który spadł dzisiaj i przywołał jedno z najwspanialszych wspomnień. I tak przywołuje co rok. Czy to deszcz, czy po prostu gąszcz kwitnących kwiatów i sam fakt rozpoczynającego się maja. Dlatego każdą majówkę traktuję jako naszą wspólną, nieoficjalną rocznicę.

sesja zdjęciowa w rzepaku
zdjęcia w rzepaku


Mam problem tylko z ustaleniem dokładnej daty, żeby chociaż na przykład doprecyzować rok. Gdybym może się trochę zanurzyła w zakamarkach mojego dysku, to któreś ze zdjęć byłoby mi w stanie podpowiedzieć. Ale tak siedząc i wspominając, szacuję to może na  2013 rok.

"Obracałam się w innym towarzystwie i sprawdzałam do którego z nich pasuję najlepiej"


Swój pierwszy, własny aparat dostałam na jakieś urodziny. Nie był szczególnie proszonym gościem. Po prostu przyszedł w pudełku, kompletnie nie spodziewając się ile lat będzie musiał grzecznie leżeć w szafie i czekać. Ale czekał cierpliwie, nie dopominał się, nie był nachalny. "Nie zazdrościł, nie szukał poklasku...". W tym czasie obracałam się w innym towarzystwie i sprawdzałam do którego z nich pasuję najlepiej. Dlatego, gdy kolej padła na niego też niewiele mu obiecałam, bo sama po sobie wiedziałam, że nie ma co się nazbyt spoufalać i przywiązywać.

"Bo gdy znam cały jego ciąg dalszy, to w skali sentymentu znajduje się nadzwyczaj wysoko"



majówka
maj w obiektywie


Więc z dozą niepewności i delikatności pozwoliłam zabrać się na spacer w którąś z wcześniej wspomnianych majówek. Ledwo przestał padać deszcz a ja już z nim za rękę. Nasze przystanki wyznaczały mniejsze czy większe skupiska kwiatów. Całej magii nadały też resztki deszczu, które były wspaniałą biżuterią o którą zatroszczyła się Natura. O, tutaj Bez trochę płacze, a tam jakiś Tulipan zastawił nam drogę. Wbrew pozorom nie były to same spektakularne okazy. Nie mniej wdzięku miały zwykłe, zielone listki...

Może to jedno wspomnienie nie jest piękne samo w sobie, ale piękne jako początek widziany z miejsca w którym jestem obecnie. Bo gdy znam cały jego ciąg dalszy, to w skali sentymentu znajduje się nadzwyczaj wysoko.

Tak to wszystko się zaczęło, od kwiatuszków. Od, pamiętam doskonale, rozmytego tła, które poznałam całkiem szybko i totalnie przepadłam. I przez jakiś czas i tak do końca nie było wiadomo czy w pełni mu zaufam, czy jednak zwycięży mój słomiany zapał, bo po drodze miałam naprawdę sporo zauroczeń. Chociaż wiecie co? Nie ma czegoś takiego. To się nazywa próbowanie. Gdyby nazwać to nieco bardziej poetycko to nawet pokusiłabym się o stwierdzenie smakowania życia. A uważam, ze tych smaków jest naprawdę nieskończona gama.


"To uczucie pozwoliło mi napisać o naszych początkach w taki sposób"


To, co pasję do fotografii odróżnia od cykania fotek to właśnie słowo pasja. Które w wyjątkowy sposób pozwoliło mi choćby napisać o tych naszych wspólnych początkach w taki sposób. Jeżeli ktoś z was doświadcza takiej więzi na co dzień (lub po powrotach z kryzysu) to myślę, że jest w stanie to minimalnie zrozumieć. Bez względu na sam obiekt westchnień. Niech dla Ciebie będzie to gitara czy nawet smakowanie kawy i wszelkie jej rodzaje. Niech to będzie piłka nożna albo tysiące zapisanych stron zwane książkami. Gdy to odnajdziesz, jedno jest wspólne - przepadasz.
Dla sprostowania: uczucie rodzi się powoli. Samo chwycenie wtedy za aparat nie spowodowało od razu, że już wiedziałam, że będziemy sobie przeznaczeni na przyszłość. To działo się latami. Ale nie lekceważ najmniejszych początków;) Jeśli jeszcze nie było dane Ci przepaść, gwarantuję Ci, że każde najmniejsze próby czegokolwiek, przybliżą Cię do tego, co wciąż na Ciebie czeka. 
Na mnie trochę czekało.



a tutaj dla ciekawskich nasze początki:
dla ciekawskich, w spacerze towarzyszył mi panasonic DMC-LZ5 
maj
moje początki ;)

DUTCH, BABY! osa od kuchni #2

Dutch baby to pieczony w piekarniku holenderski naleśnik. 
dutch baby






  Pewnie powiecie, o jejku, jakby normalnie na patelni nie mogła usmażyć!
Szczerze, też jakoś nie wiedziałam po co to wszystko, dlatego właśnie musiałam spróbować :)

  Mój sceptycyzm mieszał się z ciekawością. Jeśli chodzi o składniki, to ten dutch niewiele różni się od naleśników, które tradycyjnie smażymy. Ale właśnie, tutaj zamiast smażyć, będziemy piec. Piec w piekarniku;) Można powiedzieć, że troszkę przyrządzimy sobie ciacho na śniadanie. Kto lubi, będzie zadowolony, że ciasto można nazywać naleśnikiem i bezkarnie serwować sobie je na śniadanie.

  Przepis na ten ciasto naleśnik jest nieskomplikowane, a jedynie może zabiera odrobinę więcej czasu niż zwykłe naleśniki. Mówię to nie po to, abyście się zniechęcili ale abyście dobrze zagospodarowali swój cenny czas. Jeśli planujecie jakiegoś ciekawszego kandydata na śniadanie to pomyślcie sobie o tym dzień wcześniej. Ja uważam, że ten gość jest świetny na weekend.

  Jak już wspomniałam będziemy to nasze ciasto zapiekać w piekarniku. Ogólnie, spotkacie się raczej, że dutcha przygotowujemy na żeliwnej patelni, którą możemy w tym piekarniku umieścić. Przyznaję się szczerze, że takiej nie posiadam, ale broń Boże, żeby taka mała pierdółka zepsuła mój plan ;) Jeżeli nie macie żeliwnej patelni (jak ja) to świetnie sprawdzi się także naczynie żaroodporne. Myślę, że nie ma to większego wpływu na smak ;) (choć może się mylę i kiedyś okaże się, że dutch baby jest jeszcze pyszniejszy w/na takiej patelni!)

  Czy warto? Próbować zawsze! Tym bardziej smaków i różnorodności. A nuż, jakaś różnorodność stanie się waszą ulubioną, zwyczajną codziennością, lub w tym wypadku, coweekendością;)
Jak dla mnie smak jest zdecydowanie inny. Może można go porównać do takiego cięższego biszkoptu? Co jest pewne, po takim śniadaniu do obiadu macie spokój. Grunt to jeszcze zadbać o dobrego towarzysza :)

CO BĘDZIE WAM POTRZEBNE?


 2 jajka
pół szklanki mąki
 pół szklanki mleka
 ok.2 łyżki cukru (biały lub brązowy) (możecie dać mniej a potem sobie pięknie posypać gotowy naleśnik cukrem pudrem)
 szczypta soli
łyżka oliwy lub oleju kokosowego lub oliwy z oliwek

+ coś na dodatek. Owoce, cukier puder, dżem, konfitura, świeże owoce, karmel, masło orzechowe... sam wybierz :)

JAK DZIAŁAĆ?


  Do mleka dodajemy 2 jajka i dokładnie mieszamy. Dorzucamy cukier, szczyptę soli i mąkę. Co ważne, warto tę mąkę przesiać. Ja, szczerze, rzadko kiedy to robię, ale w tym naleśniku jestem przekonana, że dużo zależy od tej przesianej mąki, aby on faktycznie był takim udawanym ciastem. Aksamitnym i puszystym. To wszystko już dokładnie wymieszajcie na jednolitą masę. 

  Teraz zdradzam dlaczego warto mieć na to śniadanko więcej czasu. Bo teraz najlepiej jest to ciasto na momencik odłożyć. Po tym całym mieszaniu dajcie mu odpocząć tak na 15 minut. W tej chwili możecie sobie już uruchomić piekarnik, aby zdążył się zagrzać. (do 200C, termoobieg). Wtedy włóżcie już do niego swoją patelnię lub naczynie żaroodporne, aby zdążyło się nagrzać przed wylaniem na nie ciasta.

  Wy macie chwilę. Kawusia, herbatka, może parę stron książki. Wierzę że nie umrzecie z nudów;)

  Po wyjęciu nagrzanego naczynia/patelni po tych 15 minutach czekania, przed wylaniem ciasta wlejcie łyżkę oleju, oliwy z oliwek, lub oleju kokosowego na jego dno. Rozlejcie tak, aby było na całej powierzchni. Jeśli chcielibyście w formie tłuszczu dodać masło, musicie być ostrożni, ponieważ masło się szybko pali. 
  Po wylaniu oleju, wylewacie ciasto naleśnikowe. Tak, wreszcie! Do piekarnika na ok. 15-20 minut.
Oczywiście nie spuszczajcie oka z łobuza i kontrolujcie czy coś wam się tam nie jara. Lepiej trochę popilnować niż później jeść spalone;)

A potem... zajadajcie i dawajcie znać czy warte to wszystko zachodu! 

W BONUSIE + prawdziwa Osa od Kuchni:



  Ja do swojego naleśnika przygotowałam kawowy karmel.
Karmel to też jest trudny temat, podobnie jak bezy, który nie raz jeszcze poruszę i do jego trenowania was zachęcę.

Z karmelem mamy wspomnienia lepsze i gorsze. Do tego śniadania wymyśliłam sobie, że chcę go przyrządzić. (Fajne, bo można to zrobić w czasie oczekiwania więc czas szybciej płynie)

  Pół szklanki cukru, 2 łyżki wody. To na patelnie i od czasu wysypania 1. Czekać na rozpuszczenie cukru 2. Obserwować 3. Nie ruszać cukru! Jak go wysypaliście, tak ma się rozpuszczać!

  W momencie, gdy jego barwa jest już bursztynowa, należy dodać łyżkę masła, 1/3 szklanki śmietanki i szota espresso. Mieszać i chwilę pogotować.

  Ja natomiast, jako, że jestem z wami szczera od początku do końca przyznaję się, że śmietanki nie miałam w swoim asortymencie dlatego karmel...wyszedł jak wyszedł i na zdjęciu możecie zobaczyć.
Nie jest to szczyt moich kulinarnych marzeń, jednak w smaku był znakomity i do naleśnika pasował. 
Modelką nie zostanie, dlatego czeka mnie jeszcze trochę pracy, aby pokazywać się od strony karmelowego eksperta. Nic nie szkodzi. I wy próbujcie, bo w smaku warto. A do tematu jeszcze wrócimy! 

Miejcie się dobrze i jedzcie (Z) osom śniadanka!



PRZEPIS NA BEZY osa od kuchni #1

przepis na bezy, bezy, bezy z gorzką czekoladą
BEZY Z GORZKĄ CZEKOLADĄ

  O bezach słyszałam różne na mieście ploty. Zazwyczaj niepochlebne to były opowiastki, że te bezy skomplikowane, humorzaste, że ktoś ani pod postacią Pavlovej ani pod postacią makaroników przy własnej robocie ich nie doświadczył. Smutno, gdy słucha się, że dwa składniki tak potrafią namieszać w głowie,narobić bałaganu w kuchni, a nie mówiąc o tym, jakich traum niejeden się przez nich nabawił.

Postanawiam złą aurę z bez zrzucić. 


Co musicie o nich wiedzieć? 


- Beza to białka i cukier

Są trzy typy bez: francuska, włoska i szwajcarska.

My zajmiemy się dziś bezą francuską, uważam, że najprostszą ale i też najbardziej uniwersalną.

- Białka, ja osobiście zalecam, aby były w temperaturze pokojowej

- Cukier, najlepiej kryształ, granulowany czy jak go tam zwiecie

- Naczynie - najlepiej szklane lub metalowe, nie zalecam plastikowych misek
Naczynie - koniecznie suche i czyste. Bez grama tłuszczu, nie mówiąc o innych kruszkach.


Kluczem do szczęścia jest pomyślne oddzielenie białek od żółtek. 


Gdy wasze białka, bez grama żółtka, są już umieszczone w misce czas na chwilę oddechu - połowa sukcesu już za Tobą. Ale nie szalej jeszcze, na szampana przyjdzie czas!

No ale powiedz mi jakie klucze nosisz w samotności? Zazwyczaj to pęk kluczy, dlatego czas na następny klucz: poprawne ubicie białek.

- Białka ubijamy mikserem ale rozpoczynając od niskich obrotów. Ostrożnie obserwuj białka, aby ich nie przebić, z czasem możesz przyśpieszyć obroty miksera i tak czekasz aż twoja piana będzie sztywna. Sztywna piana to taka, która nie ruszy się z miejsca nawet gdy przechylisz Twoją miskę do góry nogami. Od tego czasu wpada do studia gość specjalny - cukier.

- Cukier dodawaj partiami, najlepiej po łyżce lub dwie, aby spokojnie zaczął się w białkach rozpuszczać

- Gdy Twój cukrowy towar się skończy ,ubijaj jeszcze trochę, aż będziesz mieć pewność, że się rozpuścił. Jak sprawdzić? Weź w paluszki troszkę i sprawdź czy czujesz cukrowy peeling czy już gładziutko i czas na finał.


Finał:


- Z twojej bezowej masy kształtujesz co tam potrzebujesz, może to dziś będzie Pavlova a może małe beziki. Twoim bezom możesz nadać kształtu poprzez rękaw cukierniczy, albo ukształtować niepowtarzalnie poprzez nakładanie łyżką.


NAJWAŻNIEJSZE - PROPORCJE I CZAS PIECZENIA

Podaję wam proporcje, które według mnie są sprawdzone, ale jeżeli zauważylibyście po jakimś czasie konieczność modyfikacji - próbujcie. Białko białku nie równe.


U mnie to:
1 białko = 50/60g cukru
130 stopni (grzanie góra-dół)= 60 minut 

  Im wyższa temperatura, tym beza będzie bardziej beżowa, bowiem cukier w takiej temperaturze szybko się karmelizuje. Najlepsza temperatura to ok. 100 stopni z wydłużeniem czasu, wtedy beza zachowa biel (ale szczerze jeszcze nigdy tej bieli nie osiągnęłam, nie jest to łatwe).
Beza musi być dobrze wysuszona, zatem najlepiej jest ją obserwować. Przed ostatecznym wyłączeniem piekarnika, weźcie jedną i zobaczcie jaka jest w środku. Niektórzy lubią ciągnącą się, a niektórzy kruche i delikatne - tutaj już według uznania.

  Z bezami można także eksperymentować. W moich ostatnich wypiekach beza była z dodatkiem gorzkiej czekolady (te na zdjęciach) którą uprzednio rozpuściłam w kąpieli wodnej. To nadaje bezom nie tylko wspaniały wygląd, ale i smak, bo dzięki gorzkiej czekoladzie bezy nie są aż tak słodkie.



OSA OD KUCHNI

OSA OD KUCHNI to nowa, co tygodniowa relacja z placu boju jakim będzie moja kuchnia.


  Gdy ktoś pyta mnie czym się zajmuję, odpowiedź jest natychmiastowa - fotografią. Gdy ktoś jednak idzie dalej i próbuje dowiedzieć się co jeszcze darzę miłością oprócz fotografowania, ludzi i kawy, odpowiem - jedzenie, a nawet doprecyzowując "coś słodkiego" ;) 
Szukając plusów obecnej sytuacji jaką jest kwarantanną, jednym z nich jest na pewno większa ilość czasu, którą mogę spędzić w kuchni. Poeksperymentować, wypróbować przepisy, które od dawna czekają na realizację i po prostu dobrze spędzić tam czas. A co najwspanialsze, w tym wszystkim nie wyklucza, a wręcz wiąże się, robienie temu zdjęć!

  Zdolność a może przede wszystkim chęć i zapał do pieczenia mam po chrzestnej, tak mówią i myślę, że jest w tym dużo prawdy. Ostatnio nawet zastanawiałam się co było pierwszą rzeczą jaką upiekłam lub przyrządziłam w ramach deseru. Niestety, nie pamiętam tego, ale wiem, ze musiało to być już w czasach gimnazjum a to, co spowodowało, żebym wzięła się za pieczenie, to na pewno musiała być ciekawość jakiegoś smaku. I choć mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to nawet może coś w tym jest. W piekarniku przecież wcale zimno nie jest.

  Lubię jeść, ale także o tym jedzeniu mówić. Mówić o smakach, o sposobie przyrządzania, o swoich spostrzeżeniach i radach, które mogę udzielić tym, przed którymi czeka zadanie przygotowania czegoś w kuchni po raz pierwszy, a może po raz kolejny, ale już bezbłędnie. Robię to po swojemu i na tyle, na ile potrafię. Po za tym, lubię szybko, prosto, smacznie, ale też ciekawie. Wizja kanapek na śniadanie nie musi oznaczać u mnie sera i pomidora (które w samej takiej prostocie uwielbiam i tak!), ale lubię w to wpleść delikatne modyfikację, które przy niewielkim nakładzie czasu odmienią coś nudnego w coś ciekawego.

  Tu będzie na luzaku, tu będzie cukier rozsypywał się wszędzie, tu żółtko czasem wpadnie do białek gdy usilnie będę chciała ich rozdzielić, tu będą kazania, że cukier WANILINOWY zamieniamy na WANILIOWY i takie różne. 

  Tu będą zdjęcia, czasem idealne a czasem wcale nie. Będą kulisy bez ściemy i bez ogródek i bez grudek w cieście też się postaram.

KIEDY SIĘ WIDZIMY?


Co tydzień, w soboty, z rana! Dlaczego? Bo mam nadzieję, że zainspiruję Cię do zrobienia weekendowego deseru lub zjemy dobre śniadanie w niedzielny,powolny poranek :)

Zapraszam Cię także na mojego instagrama, dzięki któremu na pewno nie pominiesz żadnej Osy Od Kuchni.

Do zobaczenia!


warsztaty fotograficzne w Kaj to Studio

Nie jest dobrze wychodzić z wprawy. Myślisz wtedy, że to już nie to, wena w kącie a ty do bani. Odblokować trudniej, prokrastynować prościej, a człowiek z natury jaki jest, to wiadomo. Odkłada, przepisuje zadania z tygodnia na tydzień i w monologu ze sobą opowiada bajki, że teraz to na pewno.
Tak minęły mi dwa ostatnie miesiące zeszłego roku. Nie przybyło za wiele zdjęć na moim dysku, sama nie czułam takiej potrzeby, a jak już by się miała zjawić to tak do końca nie wiedziałam co z nią zrobić. Uczucie to bardzo martwi. Najpierw dajesz sobie czas, bo wiesz, że czasem to załatwi sprawę, ale nadchodzi taki moment, że po prostu musisz dać sobie jakiś bodziec lub w ogóle szansę, żeby on mógł zadziałać.

NOWY ROK, NOWA JA


Można by rzec - nowy rok, nowa ja, i tak też trochę było. Czas zwolnił, a mnie 1 stycznia znalazł post sponsorowany na fejsbuku. Nie trudne, skoro pewnie był zaadresowany do tych, co zdjęcia robić lubią. Wbrew pozorom, świadomie i na trzeźwo, podjęłam decyzję, że tematem się zainteresuję. Warsztaty fotograficzne z portretu, całkiem niedaleko bo w Katowicach, za całkiem niedługo bo za około 2 tygodnie. I choć podejmowanie decyzji w moim życiu zajmuje mi chyba więcej czasu niż pełnowymiarowa obróbka zdjęć, tym razem było trochę inaczej i za moment napisałam wiadomość, czy jeszcze znajdzie się miejsce dla Osy. W międzyczasie oczywiście zastanawiałam się, czy jest mi to w ogóle do czegoś potrzebne. Przecież portretuję w miarę w porządku, studia nie lubię, a od światła sztucznego się wzbraniam i pod nosem trochę je przeklinam. Z drugiej strony wiedziałam, że trzeba zacząć działać i to jest mi w stanie pomóc. Nowe doświadczenie, ludzie, miejsce. Tak się składa, że to działa niekiedy bardziej pobudzająco niż kawa o poranku. No i do tego jest taka jedna myśl, która przyświeca mi przez większą część życia: próbuj. A wiedzy  tym bardziej nigdy za mało;)

12 STYCZNIA 2020


Warsztaty odbyły się w niedzielę, 12 stycznia. Co się później okazało, tego dnia mijał rok, odkąd kupiłam swoje nowe, drugie w karierze Nikonowe dziecko. Niby nic takiego, ale uważam, że całkiem dobra okazja na sprawienie sobie rocznicowego prezentu. :) 




DLACZEGO WARTO BRAĆ UDZIAŁ W WARSZTATACH FOTOGRAFICZNYCH I JAKICHKOLWIEK INNYCH?


Powodów jest wiele i w zasadzie każdy z nich jest równie ważny.
Po pierwsze, biorąc pod uwagę moją sytuację - aby się trochę obudzić. Jestem typem osoby, na którego mocno działa tzw. inspiracja w postaci drugiej osoby i jakieś działanie. Dlatego wiedziałam, że czerpiąc od Bubu i robiąc coś nowego co nieco się we mnie rozbudzi. Tak też było. Warto też uważnie czytać instrukcje obsługiwania samych siebie. Jeśli już poznajesz sposoby na swoje złe samopoczucie, na brak działania, na brak wiary w siebie czy na brak weny (która podobno nie istnieje;) to wtedy z pełną świadomością ich użycie pomoże ci szybko i efektywnie.

Po drugie, droga w fotografii jak i w każdej innej pasji jest różna, jedyna i niepowtarzalna. Niektórzy rodzą się portrecistami, inny biegają po ślubach, a w między czasie są jeszcze tymi od zdjęć w Vogue. Ale są i tacy, co wszystkiego muszą skosztować, żeby móc się jednoznacznie określić. Część z nas długo obchodzi się smakiem, żeby spróbować jakiejś dziedziny. Dlatego uważam, że warto testować, a także weryfikować czy nasze uprzedzenia były uzasadnione. To, że stroniłam od zdjęć w studio, było spowodowane tym, że przed oczami zawsze miałam sztywne i ustawiane rodziny uchwycone na jakimś mdłym tle. Sztuczne światło? To nie dla mnie, moja głowa na pewno nie pomieści tej technicznej kwestii. To jednak nie okazało się być takim, jakie sobie wyobrażałam a dodatkowo nie tylko zdobyłam nową wiedzę, ale także poznałam czy tworzenie w takich warunkach byłoby dla mnie.

Po trzecie uświadamiasz sobie, że każdy naprawdę jest inny. Dostaliśmy te same warunki, pracowaliśmy na podobnym sprzęcie, przed nami siedziała ta sama modelka. Rezultaty? Każde spojrzenie na sprawę na swój sposób wyjątkowe i znajdujące swoje szersze czy węższe grono fanów. Fajna lekcja, że każdy po prostu musi znaleźć swoich odbiorców, bo jak to mówią - nie jesteś pomidorową, żeby każdy musiał cię lubić. (ja tam osobiście jestem #teamrosół) 

Po czwarte, odnosząc się trochę do odnajdywania siebie z punktu drugiego - ja wiem, że dla mnie wiedza z książek, youtube'a, podcastów musi być uzupełniona praktyką a doskonale dociera do mnie przez kogoś, kto o tym fotograficznym świecie wie znacznie więcej i zobrazuje to przykładami, doświadczeniem lub po prostu pokaże i wytłumaczy face to face. Poza tym, nie zawsze ma się warunki do tego, by jakiejś rzeczy spróbować.



DLACZEGO WARTO WZIĄĆ UDZIAŁ W WARSZTATACH FOTOGRAFICZNYCH U BUBUSŁAWY GÓRNY?


Zaczynając od początku, Bubu to osoba, która zadbała o dobry program warsztatów niepozwalający na wyjście nieusatysfakcjonowanym. Jej doświadczenie robi wrażenie, ale przede wszystkim uczy i czarno na białym przedstawia jej pracowitość i umiejętności, a co za tym idzie - jest autentyczna, co jest dla mnie bardzo istotne.
Zanim zobaczyłam ofertę jej warsztatów nigdy nie spotkałam się z jej osobą ani nawet jej pracami. Szłam 12 stycznia do studia z wielką rezerwą, tym bardziej, że zawsze zastrzegałam sobie, że jak na warsztaty to tylko do tych, co dali mi się już w jakikolwiek sposób poznać. Jak widać, miałam chyba dużo szczęścia. 
Warsztaty były (oprócz dużej wiedzy pośrednio) na temat portretu, pracy z modelką, pracy w studio i trochę też używania studyjnego oświetlenia. Dużo rzeczy tam poruszanych mogłam sobie po prostu utrwalić, ale wiele także podszkolić. Co do studia Kaj To Studio? bardzo zmieniło moje spojrzenie na fotografowanie w takim miejscu, a do tego nie spodziewałam się, że białe pomieszczenie z oknem może wyzwolić tyle kreatywności jak i czystej radości. 




WNIOSKI I RESEARCH NA SWÓJ TEMAT


Kolejny raz uświadomiłam sobie, że warto próbować. Że warto walczyć z chwilowym kryzysem, że warto inwestować w siebie i w swoje umiejętności. Że warto poszerzać horyzonty, choć paradoksalnie na niewielkiej powierzchni;)  Że warto robić research samego siebie - żeby wiedzieć jak działać, jak sobie pomóc lub jak dać komuś pomóc sobie. To ważne, nie tylko w takich sprawach. To ważne każdego dnia. 
Że warto poznawać inne spojrzenia na otaczające kadry i doceniać każdą taką wyjątkowość. 

Pozytywne zaskoczenie, którego doświadczyłam próbując fotografowania w studio uświadomiło mi jedną, bardzo ważną rzecz: praca z profesjonalną modelką jest wygodniejsza. Ma też inny charakter i pozwala prawie w 100% skupić się na wszystkim co wokół a nie w samej osobie. Ale, osobiście uważam, że swoją misyjność wypełniam najlepiej we współpracy z człowiekiem, którego spotykam na co dzień. Oczywiście nie umniejszając i nie deklarując, że to podejście kiedykolwiek nie ulegnie u mnie zmianie. W końcu jedyną stałą w życiu jest zmiana. Ja przedstawiam fakty i wnioski na teraz, poza tym biorąc pod uwagę jednodniowe, warsztatowe przeżycia. 
Dlatego, ile bym nie napisała o sobie, Tobie powiem to co na początku - próbuj i sprawdzaj. :)



Było to dla mnie niesamowite przeżycie uczyć się od profesjonalisty i nabierać ochoty na to, by samej nim być. Przyniosłam ze sobą wiele wniosków, wiedzy i ochoty na więcej. Oprócz tego całe mnóstwo fajnego materiału, jakiego być może jeszcze w moim wykonaniu nie widzieliście..powiem wam jedno: inwestujcie w siebie i dostarczajcie sobie nowych przeżyć i doświadczeń, bo nie ma chyba lepszego paliwa dla człowieka niż drugi człowiek i to, co was w tym życiu jara na co dzień.













osa.

Instagram

Obserwatorzy

Copyright © osawoku