LATAM TEŻ TUTAJ

zdjęcia w metrze


NASTĘPNA STACJA...

czyli sesja zdjęciowa w Warszawskim metrze.


mam skłonność do wybierania dosyć osobliwych miejsc na zdjęcia. kiedyś, gdy zaczynałam, najlepiej dla mnie było, gdy zdjęcia odbywały się gdzieś na zaciszu,w lesie, ogródku..wiecie o co chodzi, prawda? Wtedy zależało mi przede wszystkim na komforcie swoim i moich modeli/modelek. nie było oczywiście w tym nic złego, jednak to, do czego mogę dziś się przyznać to fakt, że najbardziej rozwinęło mnie już wyjście z tych wszystkich intymnych miejsc, z tej całej strefy komfortu. stwierdzenie wcale nie odkrywcze, jednak jestem pod wrażeniem jak wielką różnicę robi to w kwestiach wiary w siebie i tego, jak wiele nowych pomysłów i satysfakcji to generuje. 

ale do rzeczy.


MOMENT PRZEŁOMOWY

jeżeli mnie pamięć nie myli, moment przełomowy nastąpił gdy zachciało się Osiewoku zdjęć w markecie budowlanym. tak, możecie przeczytać jeszcze raz ale wrócę jesczcze do tego szczegółowo w innym poście, bo to naprawdę długa i warta opowiedzenia historia. w każdym razie od tamtego czasu zdecydowanie krócej poddaję wątpliwościom swoje fotograficzne pomysły, które wymagają wzięcia na klatę wszystkich spojrzeń nieznajomych. 

można powiedzieć, że umawianie się ze mną na zdjęcia odbywa się na dwa sposoby, pomijając przypadki takie jak specjalne okazje lub reportaże. wychodzę zazwyczaj z dwóch opcji: albo to mój pomysł szuka osoby, albo to osoba szuka mnie z pomysłem. tym razem, była to opcja pierwsza, bo myśl o zdjęciach w metrze chodziła (a może jeździła he) za mną już trochę czasu. kilka dni zaplanowanych w Warszawie było już wystarczającą okazją do tego, by wreszcie cel ten zrealizować.

JAK DO TEGO DOSZŁO? (NIE) WIEM

ładnie się ogłosiłam na instagramie, że halko osa leci do Warszawy wtedy i wtedy i czy ktoś coś bo mi zdecydowanie coś w tej głowie siedzi. kilka osób wyraziło chęć podjęcia ze mną tego wyzwania (to zawsze miłe, nie bać się), jednak ostatecznie padło na Natalkę, która już kiedyś miała pojawić się przed moim obiektywem, jednak nie zawsze terminy się zgadzają (tak bywa but also wszystko ma swój czas). to był strzał w dziesiątkę, bo z Natalią współpracowało mi się niesamowicie przyjemnie mimo że jedyne co wiedziała to to, że widzimy się na metro Racławicka i działamy.

NASTĘPNA STACJA...I NASTĘPNA..I...


*wiecznie zbyt duszne, wiecznie zbyt spieszące się, wiecznie pełne hałasu. wiecznie dla mnie przyjemne, jak nadjezdża właśnie i zawieje miło.
stacje metra.

jak widzę jak te ludziki spieszą ciągle gdzieś, choć za te 3 minuty masz bracie następne. jak źle stanę i chce wysiadac w stronę ściany. jak - wciąż jako turystka - zdarza się pomóc innym turystom i myślę, że coś tam czasem ogarniam. jak cały czas sprawdzam, że dobrze ze kierunek Kabaty, a nie ze Młociny bo będzie klapa.

emocje, spieszność, odczuwanie. fajne takie. nie za długo, nie na długo ale przecież carpe diem.*

stąd pomysł na te zdjęcia. bardzo sobie upodobałam tamtejszy klimat, choć uzasadnić w pełni "dlaczego" jest mi bardzo trudno.

zaczęło się od zdjęć w przejściach, bo pięknie wiało, więc "włosy rozhuśtane jak ten biały dym z marlboro". potem stopniowo niżej i niżej. plan był taki: odwiedzamy praktycznie każdą stację. tam korzystamy z tego co wybudowali, cyk cyk i następna. punktem kulminacyjnym miało być kilka kadrów w samym metrze, co było największym tego wyzwaniem. po pierwsze z tego powodu, że musiałyśmy przywyknąć do wzroku gapiów, a po drugie ubzdurałam sobie, że musi to być starszy pociąg, głównie ze względu na kolory i styl a wtedy jak na złość przyjeżdżały nam te nowsze sztuki.
im dalej w Młociny, tym ludzi mniej, potem jeszcze Świętokrzyska i na deser trochę drugiej linii a co za tym idzie pięknych, kosmicznych świateł na ruchomych schodach. tym oto sposobem zrobiłyśmy wszystko co było w planie no i co w naszej mocy, oczywiście. 

I WRACAŁY DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE
pierwszy raz w życiu dotarłam na koniec trasy i to zabawne, ale uwierzcie mi, to była jedna z fajniejszych wycieczek. potem każda z nas pojechała w swoją stronę i wtedy dopiero poczułam, że jednak górnikiem to bym być nie mogła i z wielką ulgą wyszłam na zewnątrz;) satysfakcja była wielka. po pierwsze - gdy w mojej sesji biorą udział osoby w pełni zaangażowane, uśmiechnięte i otwarte na propozycje - naprawdę moja wdzięczność zostaje we mnie na długo, nie mówiąc już o rzeczach drugorzędnych takich jak samo spełnienie po zrealizowaniu pomysłu czy też po prostu to, że najzwyczajniej w świecie się udało.




podziękowania składam jeszcze mojemu #menago, który chciał wziąć udział w tej sesji jako obserwator (oraz przypadkowo pomocnik;) każde wsparcie na wagę osy. ❤
osa.

girls power czyli sesja mama&córka

zdjęcia dla dziewczyn były dla mnie nowym doświadczeniem. jako, że odwiedzałam warszawę z powodu już dawno umówionych zdjęć, które zobaczyć możecie tutaj, chciałam dobrze zagospodarować czas, który pozostał z reszty tego dnia. wiadomo - w moim wypadku dobre zagospodarowanie czasu znaczy: zdjęcia albo kawa;) kiedy dałam znać, że z miłą chęcią spędzę z kimś fotograficznie czas, padła jedna, krótka propozycja: "a może mama i córka?". i choć szukałam par czy dziewczyn żądnych portretów, moja osa w oku bardzo się ucieszyła na tą możliwość, bo nowe rozwinie, otworzy głowę i co najważniejsze - będzie im służyć, mam nadzieję, na lata :)


oj to był bardzo upalny dzień! Ja wraz z Olgą, czyli mamą przeuroczej Alicji o mało się nie rozpłynęłyśmy, bo to do nas należały najtrudniejsze zadania tego dnia. mała jest bardziej typem koczownika, którego wszystko interesuje i przede wszystkim trzeba docierać do tego jak najszybciej;) to jednak nie przeszkadza, a bardziej sprzyja łapaniu chwili, wywoływanych uśmiechów i ruchów - tych naturalnych i spontanicznych bo jak inaczej z maluchem?

fotografuję od paru dobrych lat, choć z ludźmi współpracuję może od 2. nie zmienia to faktu, że każdą jedną sesję, chcę zrobić jeszcze lepiej od tych poprzednich,co sprawia, że zawsze pojawia się gdzieś mały stresik. tak było i tym razem, bo sytuacja była dosyć nowa - co innego robić zdjęcia parom, co innego portrety - nazwijmy je "solo" - co innego jeszcze innym zachodom, kwiatuszkom i ładnym widoczkom a co zupełnie innego małemu brzdącowi. w tym wypadku pozwoliłam sobie na rozwój sytuacji i naturalne podejście do tematu. obserwowałam, biegałam, parę słów z ust moich też wyszło, jednak czekałam na najbardziej spontaniczne momenty. 

SPOSTRZEŻENIA CZYSTO FOTOGRAFICZNE:

🐝w sesji z dzieciątkiem dopasujcie się kolorystycznie - to tworzy bardzo fajny efekt, który moim zdaniem wspaniale scala a widzowie zdjęć tym bardziej zauważą tą ważną więź między wami 

🐝jeżeli w planach jest to sesja w plenerze, (w naszym wypadku był to maksymalnie zielony i wakacyjny park Praski) warto wziąć ze sobą to, co normalnie wzięlibyśmy na piknik z dzieckiem. mogą być to zabawki,kocyk, może jakieś przekąski,a obowiązkowym punktem programu powinna stać się ulubiona zabawka. jeżeli dziecko wcześniej nie miało styczności z takim wydarzeniem jakim jest sesja zdjęciowa z oską, nie wiemy jak się zachowa. ja miałam szczęście do tych pań, są to wspaniałe osoby, które umiliły mi tą pracę swoim przemiłym towarzystwem i dobrym słowem. w razie gdyby mogły wystąpić jakieś problemy, warto mieć taki wasz osobisty pakiet, czyli to, co wiecie, że pomoże dziecku być sobą, pomoże je rozśmieszyć, nawiąże z nim kontakt no i co najważniejsze - uniknie łez i strachu. 

🐝 unikamy sztucznych poz rodem z dawnych sesji w studiach fotograficznych, przynajmniej jeżeli zdecydujecie się zrobić to ze mną;) wiadomo, parę słówek w stylu "o teraz, jeszcze raz ten uśmiech" albo "lekko w prawo bo za wami słup, nie lubię go!" czy też "to jeszcze coś pokombinujemy z królikiem (tu maskotka)" może się pojawić - to wszystko z troski o danie z siebie 101% i żebyście mieli fajne zdjątka w rameczkach na kominku. jednak większość tych zdjęć będzie efektem waszej zabawy, minidystansowych spacerków wokół miejsca gdzie rozbijemy fotobiwak, jedzonka i zagadywania waszej pociechy. to wszystko nie jest niczym nowym dla was, a jedynie co może się zmienić, że robiąc to, od czasu do czasu po prostu spoglądniecie w obiektyw.

🐝 swoboda. pozwólcie na nią przede wszystkim dziecku, ale też sobie. bądźcie sobą - to wiadomo - ale także nie bądźcie tylko na NIE. = "nie dotykaj", "nie idź tam", "nie rób tak", "nie możesz..". to wszystko oczywiście w granicach rozsądku, ale ja podczas sesji z Olgą i Alą byłam zachwycona ich luzem, stópkami na trawie i odkrywaniu zakamarków drzew i innych wynalazków natury. to stworzyło dobry klimat a Ala sama kierowała całym naszym przedsięwzięciem :)


to był dzień w pełni fotograficzny i w pełni udany. z dziewczynami czułam się świetnie, a jako że do pociągu miałam jeszcze trochę czasu, mogłyśmy już na luzie chwilę pospacerować i porozmawiać. takie momenty i tacy ludzie są dla mnie bardzo ważni. w taki sposób wiem, że warto jest tworzyć coś razem i czuję wdzięczność, że trafiliśmy właśnie na siebie.

takie zdjęcia to nie tylko jakaś tam sesja zdjęciowa. ja do dziś uwielbiam otwierać stare albumy i oglądać siebie łysą (byłam do drugiego roku życia:))) to naprawdę świetna pamiątka w czasach, gdzie wydaje nam się, że czas płynie jakby szybciej a my jesteśmy mniej uważni. Jeżeli macie ochotę na taką sesję - serdecznie zapraszam - lub jeśli znacie kogoś, kto mógłby chcieć takie luźne i naturalne zdjęcia dajcie mu koniecznie znać! klikacie w zakładkę kontakt lub piszecie na Osawoku Fotografia na fejsbuku. Czekam na was! :)

a poniżej dowody na to, że opłaca spędzić czas w taki sposób:


 OSA.


sesja zdjęciowa w łazienkach i za kratkami

24 lipca,

liczę i spostrzegam, że to już miesiąc. wow, tyle się wydarzyło!
ale od początku..


przepis na szybki fotograficzny dzień zawiera kilka składników:

- bilet na bardzo wczesny pociąg
- siły w nogach i szczypta drobniaków na dobowy w Warszawie
- tykający zegarek
- aparat
- dużo miejsca na karcie
- dużo miejsca w plecaku (na jedzonko)
- dużo miejsca w głowie (na pomysły) 
- trzeba jakoś wrócić,więc jakiś ticket powrotny również


z takim bagażem możecie iść na zdjęcia. zaraz po wyjściu z pociągu, dzień zaczęłam od łazienek. jak na początek dnia, właściwie dla każdego normalka! 

ale tak życzyły sobie moje pary. jak wielkie i szerokie są Łazienki Królewskie każdy wie, dlatego największym wyzwaniem w całym naszym fotograficznym spotkaniu było dla mnie się odnaleźć. troszkę nam to zajęło bo totalnie zagięła mnie lokalizacja jednego pomnika, ale przechodząc do sedna wszyscy mieliśmy te szukające iskierki w oczach i tak mając siebie w polu widzenia w końcu mogliśmy sobie powiedzeć (rym podpowiada do widzenia..) no ale to było "hejka!" 
potem skromne pogaduszki, rozwiewanie ich stresu, obaw, lęków.. czyli typowe, najtrudniejsze kroki w tańcu sesji. ja muszę dać się poznać, żebyście potem wy dali się poznać mnie. to, uważam, jedna z tych kwestii, które naszą pracę posyłają na starcie na wyższy poziom i jedyne co zostaje to dobra zabawa :)

no i my tam sobie cyk cyk, haha i w ogóle, potem biegusiem na kawkę i następne wyzwania, póki co po drodze ujęcia tych fantastycznych osóbek i mała rada dla nieśmiałych. (patrz dół)




 SPOSTRZEŻENIA CZYSTO FOTOGRAFICZNE:

znajomi/przyjaciele - to pomaga. pomaga towarzystwo, pomagają wspólne żarty i rozmowy. przed obiektywem łapałam dwie pary z czwórki przyjaciół, którzy nawzajem mogli siebie obserwować i inspirować ,a gdy inni byli wywoływani przed tablicę - drudzy mogli odpocząć. jeżeli tego typu opór blokuje was przed zrobieniem sobie zdjęć, znajdźcie sobie zaufanych i chętnych towarzyszów a zrobi wam się zdecydowanie raźniej. do tego ja dorzucę od siebie kilka groszy i naprawdę poczujecie się jak ryba w wodzie (zodiakalną jestem, więc wiem co mówię).








OSA.












Cześć, jestem Emilia

i nareszcie mam swoje miejsce w sieci!
Z blogspotem znamy się już bardzo długo i mogę szczerze powiedzieć, że dzięki niemu zaczęła się moja ulubiona przygoda życia czyli miłość do fotografii. To wszystko może brzmieć lekko patetycznie i aż nadwyraz doskonale, prawie jak cudowna recepta na zdobycie pasji, ale w moim odczuciu tak właśnie jest. Zauważam w swoim życiu wiele momentów, wiele wydarzeń, które w niesamowity sposób się ze sobą łączą i są punktem zapalnym do dalszych działań. Pewnie nie jestem w tym wszystkim odosobniona, ale tak tylko chcę zaznaczyć gdzie jedno ma wpływ na drugie. 

To miejsce powstało z powodu fotografii i sympatii do pisania. Do jakichś tam słów, lepiej czy gorzej złożonych. Do tego, aby oprócz obrazków była też jakaś historia, żeby coś opowiedzieć i opisać.

Pomysł o tym, żeby gdzieś faktycznie więcej publikować moich wypocin w tych dwóch postaciach bardzo długo we mnie dojrzewał i wciąż decyzja o wyjściu na fejsbukowe salony powoduje bezsenne noce i nadpotliwość dłoni (trochę tej panice dodałam kolorku,keep calm!). Ale im dłużej poznawałam się z tą myślą, tym nawet się trochę zakoleżankowałyśmy. Tym o to sposobem dopinam już wszelkie guziczki, założyłam fejsbuki, napisałam opisy, skleiłam nawet swoje portfolio. Pewna, że chcę iść do przodu, chcę opowiadać i dzielić się tym wszystkim co osie siedzi w oku.

Osa.


Instagram

Obserwatorzy

Copyright © osawoku